Dialogi z Arcybiskupem: IV przykazanie. Szacunek - czy zawsze?

Oddawanie czci przede wszystkim odnosi się do Pana Boga, to Jego mamy czcić. Ale właśnie dlatego, że rodzice tak blisko są Boga Stwórcy w akcie powoływania do życia ich i Bożego dziecka, to także im należy się cześć - mówił abp Marek Jędraszewski.

Podczas ostatnich w tym roku akademickim dialogów u św. Anny, Arcybiskup rozpoczął katechezę od zwrócenia uwagi, że IV przykazanie Dekalogu jest jedynym związanym z błogosławieństwem: „Czcij ojca swego i matkę swoją abyś długo żył i dobrze ci się powodziło".

- Jest jakaś szczególna obietnica Boga dla tych, którzy okazują cześć, szacunek i miłość swoim rodzicom.

Metropolita podkreślił zarazem, że okazywania szacunku i czci nie można komuś narzucić, ale do tego się dojrzewa.

Arcybiskup Jędraszewski odwołał się dalej do tekstu konferencji bpa Jana Pietraszki z 1956 roku, w której mówił, że owszem, rodzice dają życie, ale jeszcze bardziej daje je Pan Bóg.

- Biskup dotyka tu najbardziej głębokiego spojrzenia na to, czym jest rodzicielstwo i co znaczy być rodzicem dla swojego dziecka. To znaczy mieć od samego początku świadomość tego, że prokreacja, dawanie życia dziecku to współdziałanie ze stwórczym dziełem samego Boga. Nie wystarczy spojrzenie czysto biologiczne, ale jest konieczne spojrzenie w kategoriach wiary. I w tym momencie mamy odniesienie do Ojca wszelkiego stworzenia. W tym kontekście odkrywamy kim jest człowiek i kim jest ojciec i matka, mianowicie przedłużeniem stwórczych dłoni Boga. (...) I nie dziwmy się, że IV przykazanie mówi o czci. Mamy czcić ojca i matkę, choć wiemy, że to słowo, oddawanie czci, odnosi się przede wszystkim do Pana Boga - to Jego mamy czcić. Ale właśnie dlatego, że rodzice tak blisko są Boga Stwórcy w akcie powoływania do życia ich i Bożego dziecka, to także im należy się cześć.

Drugi tekst, do którego odwołał się metropolita krakowski to rozważanie Jana Pawła II z 1991 roku dotyczące IV przykazania. Ojciec św. zadał w nim pytanie - czy rodzice swoim postępowaniem robią wszystko, żeby na cześć zasłużyć?

Arcybiskup za Janem Pawłem II mocno podkreślił, że po stronie rodziców także leży ogromna odpowiedzialność. To jak patrzą na dziecko już od poczęcia, czy jest dla nich przeszkodą, zakłóceniem rytmu życia czy Bożym darem, który przyjmują z miłością i poczuciem odpowiedzialności. Metropolita przypomniał, że dziś wiemy, iż dla dziecka nie jest obojętnym jak rodzice przeżywają jego obecność już w okresie prenatalnym.

- Chodzi o to, żeby dziecko nawet w momencie jakiejś słabości swoich rodziców mogło dostrzegać przede wszystkim to, że oni się kochają. Dziecko czuje się szczęśliwe i ma pełne poczucie bezpieczeństwa kiedy widzi, że jego rodzice się kochają. I nie ma większej krzywdy jaką rodzice mogą dziecku wyrządzić jak właśnie ta, że miedzy nimi są nieporozumienia, kłótnie, nie daj Boże przemoc i dalej rozwód i rozpad ich domu. Nie ma większego nieszczęścia - podkreślił metropolita.

Pierwsze z postawionych pytań dotyczyło trudnych relacji z rodzicami oraz tego, czy w takim przypadku dziecko chcące być dobrym chrześcijaninem ma obowiązek naprawy tych relacji?

W odpowiedzi arcybiskup zaznaczył, że niezwykle istotnym w tej sytuacji jest wiek dziecka. Trudno bowiem, by małe dziecko naprawiało trudne relacje w sposób świadomy i mądry. Natomiast zawsze, nawet to małe dziecko, może modlić się za swoich rodziców.

- Głęboko wierzymy, że modlitwa jest czymś bardzo ważnym w życiu każdego chrześcijanina i jesteśmy przekonani, że Pan Bóg jest szczególnie wrażliwy na głos dzieci.

Kolejne pytanie związane było z tym, czy czwarte przykazanie odnosi się tylko do rodziców biologicznych, czy np. do chrzestnych i zastępczych także?

Metropolita podkreślił, że każdemu człowiekowi należy się szacunek. Zaznaczył zarazem, że w przykazaniu nie ma rozróżnienia między rodzicami biologicznymi, a tymi, którzy pełnię tę funkcję ze względu na różne koleje losu. Paradoksalnie może właśnie tym drugim należy się większy szacunek, bo nie ma naturalnej więzi, jak w przypadku rodziców biologicznych. To znaczy, że za miłością takiego rodzica stoi większy wysiłek. I jak tu nie odpowiadać na to szacunkiem i swoją miłością?

Czy jeżeli rodzice mają wątpliwości co do wyboru męża lub żony należy ich posłuchać czy raczej postawić na swoim?

Odpowiadając na to pytanie metropolita powiedział, że rodzice mają prawo do dawania rad i zarazem mają taki obowiązek.

- Ale to jest tylko rada. Tylko i aż. Ostatecznie decyzja należy do tych, którzy chcą ze sobą żyć w związku małżeńskim, bo to jest ich wybór. Musi to być jednak wybór rzeczywiście przemyślany, otwarty na to, co mogą powiedzieć ich rodzice. Ale też zdajmy sobie sprawę z tego, że opinia rodziców może być uwarunkowana wielorako i nie zawsze musi to być opinia trafna.

Arcybiskup podkreślił, że nie może być tak, iż rodzice wybierają dzieciom mężów czy żony, ale mądrość i dojrzałość dzieci będzie polegała także na tym, żeby umieć usłyszeć i przyjąć taką czy inną opinię ze strony rodziców, choć nie zawsze musi to być opinia, z którą się będą zgadzać. Ale pewna mądrość i otwartość każe wsłuchać się w głos rodziców, przyjmując także to, co wydaje się naturalne - że rodzicom naprawdę zależy na dobru dziecka.

Co mówić rodzicom, którzy nie chcą pozwolić wyprowadzić się z domu dziecku, które chce się usamodzielnić? Czy wyprowadzając się, okaże brak szacunku?

W odpowiedzi metropolita przypomniał, że do niedawna w Polsce obowiązywał model, w którym dzieci mieszkały z rodzicami aż do zawarcia małżeństwa. To się zmienia, także ze względu na lepsze warunki materialne. Arcybiskup wyjaśnił, że jest rzeczą oczywistą, że dorosłe dzieci nie mogą być ciągle na utrzymaniu rodziców, bo to jest w jakiejś mierze deprawujące. Z drugiej strony jednak życie samodzielne wiąże się z pewnym ryzykiem. Wszystko zależy od tego dlaczego chce się wyjść z domu. Bo jeśli tylko po to, być żyć tak, jak mi się podoba, wbrew przykazaniom, sprzeciw rodziców może wynikać z troski.

Kolejne pytanie brzmiało: Czy grzechem jest modlitwa o śmierć rodzica w sytuacji, gdy wyniszcza on całą rodzinę?

Arcybiskup odpowiedział, że powinna to być raczej modlitwa o jego nawrócenie, by coś takiego się wydarzyło, co sprawi, że te relacje nie będą wyniszczaniem, ale wspólnym budowaniem.

Jak dziecko, które nie dostaje miłości od swoich rodziców ma nauczyć się kochać i jak ma szanować takich rodziców?

Odpowiadając na to pytanie, metropolita przyznał, że kiedy dziecko dowie się, iż jest niekochane, niechciane, to powstaje w nim zranienie i ból oraz poczucie krzywdy.

Wspomniał jednak, że jest z tym związany pewien paradoks. Opowiedział o wizycie w domu dziecka u sióstr urszulanek, które tłumaczyły mu, że robią wszystko dla przebywających tam dzieci, ale to nie wystarcza. Jest w nich ogromny bunt, że muszą być tutaj a nie u swoich rodziców. W domach rodzinnych spotyka je wiele krzywd od rodziców, ale nie pozwolą powiedzieć o żadnym z nich złego słowa.

- To jest niewiarygodne jak dziecko chce być kochane i jak chce kochać. Niekiedy naprawdę kocha bardziej niż tej miłości od swoich rodziców rzeczywiście otrzymuje.

Arcybiskup przypomniał jeszcze raz, że rodzice są odpowiedzialni za szczęście dziecka, dla którego nie ma większej krzywdy niż rozwód rodziców.

Jedno z ostatnich pytań dotyczyło napiętych relacji z „toksycznym" rodzicem. Czy na dziecku spoczywa obowiązek naprawy takiej relacji i pogodzenia się?

Metropolita przypomniał, że Pan Jezus uczy, iż jeśli ktoś przychodzi przed ołtarz a ma nieuporządkowaną relację, powinien zostawić swój dar, pojednać się i dopiero wtedy przyjść znowu. Wyjaśnił, że taka naprawa relacji czasem wymaga dużo wysiłku, ale na tyle na ile się da, trzeba starać się te relacje ciągle na nowo kształtować.

Ostatnie pytanie brzmiało: Dlaczego Kościół tak mało mówi, że dziecko nie jest własnością swojego rodzica? I dalej co zrobić z zaborczą miłością rodzica wobec dziecka?

- Dziecko w ogóle nie jest własnością rodziców, bo nie jest rzeczą. Oprócz tego, że istnieje bardzo ważna relacja miedzy rodzicem a dzieckiem, jest jeszcze ta ważniejsza między Panem Bogiem a dzieckiem. Jeśli rodzice zdają siebie sprawę z tego, że oni nie są najważniejsi, a przynajmniej nie są jedyni, że jest jeszcze Pan Bóg, to na pewno uczy to przyjmowania jakiegoś dystansu i ostrożności w traktowaniu swojego dziecka nie przedmiotowo i nie na zasadzie, że ono jest moje i mogę zrobić z nim niemal co chcę i co więcej, mogę sterować jego życiem - tłumaczył metropolita. Podkreślił zarazem, że jeśli zaborcza miłość rodzica dotyczy dorosłego dziecka, trzeba przerwać taką sytuację. Czasem takie „przerwanie pępowiny" jest zbawienne także dla rodziców.

Na następny cykl „Dialogów z arcybiskupem" zapraszamy w przyszłym roku akademickim.

Justyna Walicka | Archidiecezja Krakowska

www.dialogi.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama