#komentarzNiedzielny - Upominaj, ale w cztery oczy

Nie jest łatwo nosić cudze ciężary. Jednak chrześcijaństwo to nie jest tylko troska o własne zbawienie, ale także trud odpowiedzialności, która łączy się z wymagającą miłością bliźniego.

Nie wiem, na ile jest to świadome działanie, na ile natomiast swego rodzaju niekontrolowana reakcja na trudności, które nas spotykają, prawdą jest jednak, że różnego rodzaju trudne rozmowy i załatwianie skomplikowanych spraw, jeśli to tylko możliwe, chętnie przerzucamy na innych. Im dalej można coś takiego od siebie odsunąć, tym lepiej. 

Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o czymś niezwykle trudnym, przed czym wielu ludzi często się broni. Mówienie prawdy, zwłaszcza tej trudnej do przekazania, która łączy się z naszym osobistym, bolesnym doświadczeniem, nigdy nie jest rzeczą łatwą. Jest to jednak nie tylko ważna umiejętność, która może się przydać w codziennych międzyludzkich relacjach, lecz również coś, co w istotny sposób dotyka naszej wiary. Jest przecież wiele sytuacji, kiedy właśnie ze względu na wiarę trzeba kogoś upomnieć. I to nie czekając, aż inni zrobią to za nas. Pan Jezus mówi bardzo prosto: nie biegnij do innych, nie rozgłaszaj tego, co się wydarzyło - wpierw sam porozmawiaj z tym, kto zawinił... Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. Ale nie inaczej, jak w taki właśnie sposób w konkretnych sytuacjach może się wyrazić nasza wiara i nasza odpowiedzialność za drugiego człowieka.

Zachęcam, by przeczytać dzisiejszą Ewangelię z takiej właśnie perspektywy. Zazwyczaj skupiamy się na „stopniach" upominania, na które wskazuje Pan Jezus. W praktyce okazuje się jednak, że ludzie chętnie i często pomijają pośrednie stopnie i tym sposobem rzeczy trudne, przykre, a niekiedy nawet wstydliwe, stają się od razu sprawą publiczną. A to z miłością bliźniego niewiele ma wspólnego.

ks. Dariusz Madejczyk

opr. mg/mg

Copyright © by Przewodnik Katolicki (36/2005)

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama